WOLA
Preambuła
SERCE
Desiderata
UMYSŁ
Modlitwa o Pogodę ducha
V ROZDZIAŁ
12 KROKÓW
12 TRADYCJI
TREŚĆ SPOTKANIA
KONIEC SPOTKANIA
Mój kanon spotkania aa,
był dla mnie ważniejszy od pacierza, „wyrzucania z siebie” i różnych ozdobników. Do tego, ćwiczenia oddechowe oraz dieta wyciszająca organizm. Nie ma także, według mnie, lepszego lustra do oglądania postępów terapii niż „Dhammapada” Buddy. Jest to tekst techniczny obrazu pracy z własnym umysłem i pomimo starożytnego języka, kryształ Buddy jest niezmącony do dzisiaj. Religia ma związek z lecznictwem o tyle, że wyraża ciągłe dążenie człowieka do afirmacji przynajmniej „ja chcę dobrze”, ale tak samo jest to obecne w innych kulturach i systemach z różnym skutkiem. I tylko tyle jest z niej potrzebne. Każdy organizm rodzi się by spełnić się wyłącznie pozytywnie. Człowiek też tak ma. Pytanie, dlaczego tylko tak umie to realizować? Musimy dopożyczyć sposoby od Tao i Buddy, bo u nas nigdy tego nie było, a to co jest, jest tak zmielone przez nasz wynalazek kulturowy dialektykę dobra i zła, że stało się bezpostaciową magmą pochłaniającą swoje ofiary na ich odpowiedzialność. Bez tego dopożyczenia nie poradzimy sobie naszymi zaklęciami, które nie chronią nawet kapłanów prawnych, religijnych czy społecznych ,z komórkowym działaniem narkotyku. Narkotyk jako przemysłowy wyrób „na szybkie szczęście”, jest wynalazkiem tylko kultury Mojżeszowej, wpychanej każdemu do ogłupienia. Tylko, że nie żyjemy sami na planecie i są od nas mądrzejsi i zdrowsi. I ja także chciałbym już iść obok nich jako dorobku ogólnoludzkiej kultury światowej, by ludzie się rozwijali, a nie mordowali na mojej planecie Ziemia. Której także jestem obywatelem.
Kto tu jest głupi? Wojna i aa.
Gdzieś ze 20 lat temu przeczytałem historię o aa, że na froncie zachodnim II wojny światowej anonimowi alkoholicy różnych armii, zbierali się na godzinno czy dwugodzinnym wspólnym spotkaniu aa. A potem wracali do swoich armii i tłukli się niemiłosiernie przez resztę godzin jako obywatele i patrioci swoich ojczyzn. Kto i kiedy był chorym, czy aa przez te 2 godziny? To czym byli przez resztę godzin? AA szukało odpoczynku od tamtego zgiełku życia codziennego, na te parę chwil nawet na froncie i po tej chwili spokoju, musiało wracać do rzeczywistości wojennej. Ale nawet tam, byli od tej rzeczywistości na te kilka godzin wolni. Dlaczego teraz różnej maści terapie kreatywne i miłosierne wnoszą im tę swoją rzeczywistość nawet tam, gdzie wojna uszanowała chwilę odpoczynku i pod pozorem efektywnego leczenia, odbiera im się ostatnie miejsce dla swobodnego oddechu. I zdjęcia zbroi do codzienności teraźniejszej, tak samo cynicznej i bezmyślnej jak tamta frontowa? Bo inaczej skreśli to jako nieodpowiedzialne i niewłaściwe? Kto tu jest naprawdę głupi i bezmyślny aż do okrucieństwa dobrych chęci, boskiej wszechmiłości oraz moralnych i etycznych trybów naszej kultury i prawa, do mielenia mózgów, nawet w sacrum choroby i życia?
Moje uwagi do propozycji
Przez blisko 20 lat uczestniczyłem w ruchu aa i moje uwagi dotyczą spostrzeżeń i wniosków, jakie mi się nasuwają co do spotkań i ich formuły. Pomimo istniejącej dowolności organizacji mityngów, tak jak w chorobie i leczeniu jako najważniejszą postawę, przyjmuję bezwzględną uczciwość wobec problemu. Tak samo uważam, że należy trzymać się jak najwierniej tego, co jest istotą spotkania: chwilą oddechu od zgiełku i walki życia codziennego, istotą choroby i takiej organizacji jej kluczowych punktów, które powoli pozwalają na wchłonięcie i przesiąknięcie ideą aa, tak, by prowadziła przez życie i chorobę z jak najlepszym rezultatem dla chorego, a nie choroby i lecznictwa.
Pierwszym punktem spotkania powinno być odczytywanie treści Wojna i aa, która mi się nasunęła sama na wszech natręctwo i zgiełk różnych form terapeutycznych i religijnych w sacrum aa – spotkania aa, utworzonego dla podstawowego celu ochrony i miejsca i chorego przed piekłem dnia codziennego, któremu musi się sprostać bez żadnej osłony. Traktuję to jako formę bandaża otulającego tak rozedrgany i umysł i duszę, który musi być utrzymywany bezwarunkowo. Dla religii jest miejsce przed ołtarzem, a nie każdy chory musi wyznawać daną religię. AA jest tylko wspólnotą kobiet i mężczyzn jak mówi Preambuła, a nie wyznawców na siłę i skróty, które własnych kapłanów nie chronią przed patologią, pomimo święceń i sakramentów. To jest choroba, a nie sąd boży, moralny czy polityczny i liczy sie tylko cel terapeutyczny, możliwy dla każdego – przebudzenie duchowe.
Drugim punktem jest Preambuła, taka jaka jest. Jako wyraz woli uczestnictwa w spotkaniu, z określonym celem, na trzeźwo i wspólnym poszanowaniu wszystkich.
Trzecim punktem jest czytanie Desideraty, jako określenie drogi i sposobu jaki trzeba przyjąć i to według mnie dosłownie, jak w moim przypadku. Bo nikt nikomu nie zagwarantuje zdrowia ani nie przeżyje za nikogo choroby. Bez ocen, z pełną tolerancją i prawem do własnej drogi. Po czytaniu tekstu Desideraty proponowałbym słuchanie nagrania Nokturnu cis-moll Fryderyka Chopina jako niezastąpionego elementu terapii i lecznictwa, który omówię później. A który może być także słuchany po spotkaniu, a przed pożegnaniem w kręgu aa, na każdy koniec spotkania.
Czwartym w kolejności elementem powinna być Modlitwa o Pogodę Ducha jako zestrajanie umysłu z trudami swoistej terapii i końcowym jej celem, jaki proponuje aa.
Piątym, szóstym i siódmym obowiązkowym, jak i poprzednie elementy spotkania, powinno być czytanie na głos na każdym spotkaniu, fragmentu V Rozdziału oraz 12×12 jako wchłanianie i przesiąkanie aa i jego istotą, aż zacznie się je powtarzać już mimowolnie. Zamiast każdego pacierza, nawet we śnie i obudzony w nocy. Wszystko, co jest potrzebne do terapii aa, jest zawarte w Wielkiej Księdze AA (bez udziwnień- ja pracowałem na wydaniu z lat 1990 i jakoś poszło) i taka refleksja po starannej pracy, powinna pojawić się w jego czasie, każdemu. Jest to bezwarunkowy element programu aa w Polsce, bo nie przyjmuję udziwnień typu polskie aa, czy jakieś tam aa. Jest ruch aa w Polsce i to w zupełności wystarczy, bez ryzyka manowców na jakie narażają niesprawdzalne interpretacje i „pomagactwa”.
Po spotkaniu, którego treścią powinna być refleksja nad podstawową literaturą aa, bez ornamentów i ozdobników, by przesiąknąć podstawami, a nie marzeniami, powinno moim zdaniem słuchać się Desideraty muzycznej Nokturnu cis-moll Fryderyka Chopina. Jako swoistego fenomenu artystycznego i melodii duszy która pomimo, że wtedy nie znała aa, to kryształ talentu Chopina leczył ją swoimi perełkami najczystszych nut. Dusza nie jest chora tylko umysł i wystarczy ją głaskać i pieścić perłami Chopina, tu Nokturnem cis-moll moim zdaniem, by chmury, które ją przesłaniały, odpłynęły w obietnicach tekstu Desideraty.
Moja Desiderata Muzyczna Chopina ma dla mnie jeszcze inne działanie. Organizm w nawrotach choroby, zespołach abstynencyjnych, które u każdego są indywidualne, tak samo w możliwych nerwicach zwłaszcza lękowych, które oprócz objawów zawałopodobnych charakteryzują się potwornym lękiem i kresem myślenia, że zaraz wszystko się kończy i nic nie mogę poradzić, jest pozbawiony podstaw organizacji informacji w organizmie, mózgu i umyśle. Poza zaburzeniami psychiatrycznymi i niewiedzą, dotyczy to przede wszystkim m.in. funkcji poznawczych i wykonawczych. Nie każdy to umie, by to przeżyć świadomie i się obronić. Ja się uczyłem takich umiejętności na moich oddechach zen A. de Mello i jogi, by ten okres straszliwych lęków, nieporównywalnych do paniki itp., przeczekać do następnej sekundy. By za sekundę była sekunda, a nie kieliszek czy akty obłędu. Tego może nie być widać, ponieważ bez umiejętności wydłużenia czasu do reakcji, naturalnie następuje pierwsza możliwa reakcja, czyli lekarstwo, które potęguje chorobę. A którego działanie przynajmniej pierwszego kieliszka, jest utrwalone na wieki w organizmie jako pozytywne.
Nuty Chopina w tym nokturnie są jak przepiękne sekundy, które biegną perełkami jedna za drugą pieszcząc mózg i dają nadzieję na dotrwanie do następnej pięknej sekundy-nuty perełki, z genialnie dobranymi czasami, po których się pojawiają, ćwicząc naturalnie odstępy pomiędzy nimi. Perełki nut słuchane powoli i bez natręctwa i przymusu, są naturalną terapią dla mnie tak samo, jak czytane słowa Desideraty. Leczyłem się też z różnymi osobami i narkomanami. Ich mózgi były tak zatomizowane i zmielone przez narkotyk, że w jednej sekundzie reagowały na tyle odrębnych bodźców, że ci ludzie nie umieli się w tym pozbierać i opanować reakcji, ponieważ każda następna reakcja wynikała z odpowiedzi na inny bodziec.
Najlepszym tego przykładem jest „Przypowieść” Buddy, która jest niesamowitą ilustracją ze starożytności, straszliwej choroby umysłu, narkotyku-złudzenia. Naszą kulturą nie poradzimy sobie z tymi mechanizmami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Nie mamy narzędzi a tymi, które mamy machamy tak niemiłosiernie i bezmyślnie, że w istocie psują umysły. Według mnie, terapia polska jedzie na autentycznych i autonomicznych zasobach wyłącznie pacjenta, który tak bardzo chce się leczyć, że dokonuje tego cudu, pomimo terapii różnej maści twórczych odpowiedzialnych, na koszt chorego. Ja się wycofałem z takiej terapii i żyję sobie dzięki temu, że od początku, po różnych zakrętach intuicją, strachem i bezwzględną uczciwością wobec choroby, szukałem jej zasad samodzielnie i wszędzie tam, gdzie tylko mogły one być.
. jurek aa